Przerwane poszukiwania...
Wieś Wrząca (gm. Błaszki) była dziś świadkiem niecodziennych poszukiwań. Grupa miłośników historii polskiego oręża próbowała odnaleźć osobistą broń i mapnik należącą do polskiego lotnika, który podczas kampanii Września 39r. rozbił się w polach na pograniczu Gruszczyc i Wrzącej. Broń i mapnik ukryła na prośbę pilota rodzina państwa Popłonikowskich.
Na początek trochę historii
Już w pierwszych dniach wojny obronnej 1939r. ppor. pil. Paweł Łuczyński latając na PZL 11c w 132 Eskadrze Myśliwskiej Armii "Poznań" zestrzelił dwa niemieckie bombowce typu "Dornier" Do-17. W czwartek 7.09.1939r. klucz Pzl.11c. ze 132 Eskadry Myśliwskiej armii „Poznań”zaatakował w rejonie Łowicza niemiecką wyprawę bombową. Łuczyński wziął wówczas na cel kolejny niemiecki bombowiec tego samego typu. Zdołał uszkodzić wrogą maszynę, która dymiąc zaczęła się oddalać lotem koszącym w kierunku zachodnim. Próby jej ostatecznego zestrzelenia niestety nie udawały się Łuczyńskiemu. W rejonie Gruszczyc wykonując manewr w powietrzu zaczepił on kołami swojego samolotu o korony wysokich drzew. Samolot wybiło z poziomego lotu i maszyna runęła po chwili na ziemię (jedna z wersji mówi o wyrwanym silniku, w wyniku czego samolot pikował potem w dół). Lotnik ten upadek przeżył, ale był ranny. Upadek jego maszyny zauważyło z odległości ok. 1.5 km dwóch mieszkańców Wrzącej, którzy odważyli się podejść bliżej. I wtedy usłyszeli wołania rannego pilota o pomoc. Jak się okazało miał on złamaną nogę i poranioną twarz. Kaźmierczak i Pawlik przewieźli rannego do domu rodziny Popłonikowskich, gdzie udzielono mu pomocy (część członków rodziny miała doświadczenie sanitarne z okresu I Wojny Światowej). Łuczyński przeżył wojnę; od 1949r. mieszkał w USA, a na przełomie lat 80. i 90. ub. wieku, dzięki pośrednictwu polskiego radia, udało mu się ustalić kto pomógł mu przed laty pod Wrzącą. Pilot odwiedził nawet potem rodzinę Popłonikowskich dziękując za okazane na samym początku działań wojennych wsparcie.
- Rannemu lotnikowi pomogło dwóch sąsiadów, którzy przywieźli go do domu mojego dziadka. To tam opiekowała się nim również Weronika, która miała wykształcenie pielęgniarskie. Ta historia wciąż jest bardzo żywa w naszej rodzinie - mówi nie ukrywając wzruszenia Józef Popłonikowski.
Czas odkryć depozyt
Historią lotu ppor. pil. Pawła Łuczyńskiego zainteresowała się jeszcze w ubiegłym roku grupa sieradzkich pasjonatów historii polskiego oręża, w tym oczywiście lotnictwa z okresu kampanii wrześniowej w 1939r.
- Kiedy dotarłem do rodziny państwa Popłonikowskich opowiedzieli mi historię o tym, że na ich polu został ukryty depozyt. Chodziło o broń osobistą pilota i mapę, bądź mapnik. Dzisiaj chcemy tego poszukać w polu - mówił Robert Kielek, który na co dzień jest ogromnym pasjonatem historii lotnictwa wojskowego.
Poszukiwania na polu państwa Popłonikowskich odbyły się oczywiście z zachowaniem wszelkich obowiązujących zasad, m.in. pod nadzorem archeologa. Wykrywacze metalu co najmniej kilkakrotnie wskazywały na obecność pod powierzchnią ziemi czegoś metalowego. W ruch poszły szpadle i łopaty. Udało się nawet dokopać do układanych po wojnie rur służących do odwodnienia pól, ale pistoletu vis i mapnika nie odnaleziono.
- Nie zrażamy się tym. Dziś nie do końca sprzyjała nam pogoda, bo było zimno. Nie dysponowaliśmy do tego sprzętem, który do końca umożliwiłby nam dokładne przeszukanie wskazanego terenu. Z pewnością jeszcze tu wrócimy, by szukać pamiątek po poruczniku Łuczyńskim - mówił na koniec dzisiejszych poszukiwań Robert Kielek.
Temu wydarzeniu poświęcimy też wkrótce osobny reportaż na antenie Naszego Radia w programie "Nasze Historie".