Niedługo pod młotek

Historia gminnej spółdzielni sięga końcówki lat 40. ubiegłego wieku. Na początku instytucja przynosiła zyski i pomagała mieszkańcom gminy, ponieważ kupowała od nich zboże i wzamian sprzedawała środki potrzebne do produkcji rolnej np. nawozy lub środki ochrony roślin. Wraz z upływem czasu spółdzielnia zadłużała się, a podniesienie oprocentowania kredytu zaciągniętego przez spółdzielnię zapoczątkowało wyprzedaż jej majątku.

- W pierwszej kolejności zostały sprzedane sklepy w Charłupii Wielkiej i Wągłczewie, to pozwoliło zabezpieczyć pieniądze na działalność spółdzielni. Później w 2004 roku był sprzedany sklep w Dziebędowie no i dalej z uwagi nastąpiło ograniczenie działalności spółdzielni w związku z wydzierżawieniem magazynów prywatnemu przedsiębiorcy - opowiada Wiesław Dalecki, były prezes spółdzielni.

Dzierżawa nieruchomości należących i prowadzenie sklepów spożywczych to źródła dochodów, które wystarczały aż do 2012 roku, później nierentowne działki i budynki miały zostać sprzedane.

- Walne zgromadzenie nie podjęło uchwały dotyczącej sprzedaży, ponieważ niektórzy członkowie uważali, że to zjadanie własnego ogona. Uważam, że gdyby w 2013 roku ta uchwała została podjęta to by zabezpieczyło na jakiś czas pieniądze na utrzymanie -  tłumaczy Wiesław Dalecki.

Po kilku miesiącach członkowie spółdzielni zmienili zdanie i zarządali likwidacji. W tym celu powołano likwidatora, który zajmie się sprzedażą majątku. O niewprowadzanie takiego rozwiązania apelowały władze gminy.

- Proponowaliśmy takie bezkosztowe likwidowanie Spółdzielni Producentów Rolnych tzn. tak żeby pozostał nadal prezes, bo i tak członkowie spółdzielni decydują o wszystkim i można było bez powoływania likwidatora przeprowadzić taki proces. Myślę, że w takim wypadku spółdzielcy o wiele szybciej mogliby się spodziewać sprzedaży majątku - mówi Tomasz Woźniak, wójt Wróblewa.

Ostatecznie na ostatni zebraniu członków spółdzielni przedstawiono wycenę pięciu sklepów należących do spółdzielni.

- W chwili obecnej są wycenione sklepy. Wyceny robił biegły rzeczoznawca. Ceny wahają się od 136 tys do 209 tys. zł. Czy sprzedamy te obiekty? Trudno powiedzieć. Będą organizowane przetargi - wyjaśnia Grzegorz Galus, likwidator majątku spółdzielni.

Według członków spółdzielni te ceny są stanowczo zbyt wysokie. Przez co nie będzie chętnych na kupno majątku. Dzierżawcy sklepów już zapowiadają, że horrendalne ceny za kupno sklepów w tak małych miejscowościach nie pozwolą im brać udziału w przetargach.

Ceny obiektów może zmienić jedynie walne zebranie członków spółdzielni. Najgorsze w całej tej sytuacji jest to, że z dnia na dzień powiększa się zadłużenie spółdzielni, która w czasie likwidacji musi także wypłacać pensje likwidatorowi, dodatkowej księgowej i mecenasowi obsługującemu sprawę. Przez to pula pieniędzy wszystkich spółdzielców z miesiąca na miesiąc po prostu się kurczy. Czy uda się sprzedać majątek? Czas pokaże.