Zamiast portu platforma
Zamiany w projekcie budowy portu multimodalnego w zduńskowolskich Karsznicach. Jak twierdzą władze miasta, żeby otrzymać unijne dofinansowanie konieczne są zmiany w dokumentacji. Inwestycja musi przybrać formułę logistycznej platformy multimodalnej, a nie portu.
- Wszystko wskazywało na to, że wiemy o zamiarach Unii Europejskiej w projekcie "Łącząc Europę", że możemy wybudować port multimodalny. Okazuje się dzisiaj, gdy bardzo wnikliwie czytamy to co ogłosiła Komisja Europejska, to nie ma tam takiego tytułu, żebyśmy mogli zrealizować to zadanie, które udowadnialiśmy w projekcie Miejskiego Obszaru Funkcjonalnego, że jest to modelowe rozwiązanie dla przeładunku w porcie multimodalnym. Nie spierając się o nazwę trzeba trzeba wykorzystać to miejsce i czy to będzie port multimodalny czy przeładunkowy, taki czy inny, to dzisiaj mamy jedyną szansę, żeby z środków z Unii Europejskiej wpisać rozwiązania komunikacyjne, które taki przeładunek umożliwią - tłumaczy Piotr Niedźwiecki, prezydent Zduńskiej Woli.
Zdaniem prezydenta Niedzwieckiego to stawia pod znakiem zapytania całą inwestycję. Aby doczekała się ona realizacji trzeba bardzo szybko wprowadzić szereg zmian do przygotowanej wcześniej dokumentacji i nie chodzi tu tylko o zmianę nazewnictwa. Inwestycja musi być elementem szeroko zakrojonego projektu Polskich Linii Kolejowych.
- Mamy tu pozytywną opinię Polskich Linii Kolejowych, które będą wnioskowały w projekcie "Łącząc Europę" o kapitalną modernizację linii kolejowej nr 14 miedzy Łodzią a Ostrowem Wielkopolskim i w tym projekcie musi pojawić się komplementarny projekt miasta, które będzie liderem przedsięwzięcia wraz z PKP S.A. i PKP Cargo, żebyśmy mogli właśnie w tym pakiecie wspólnie z Polskimi Liniami Kolejowymi zawnioskować o rozwiązania komplementarne dla tej linii, bo okazuje się, że możemy być wpisani z tym zadaniem, które zostało udokumentowane w Miejskim Obszarze Funkcjonalnym jedynie w partnerstwie z modernizacją tej linii kolejowej – dodaje prezydent Niedzwiecki.
Włodarz Zduńskiej Woli nie ukrywa również, że m.in. za nieprzewidzenie takiego scenariusza posadę stracił wiceprezydent Paweł Jegier, którego odwołał z funkcji w miniony piątek.
- Trzeba umiejętnie odczytywać intencje jakie są związane z projektami i deklaracjami ze strony Unii Europejskiej i wcelować się w założenia, bo z tego że mamy najlepsze intencje, chęci i bardzo dobry produkt, skoro on nie trafia w zamówienie (…) Wiceprezydent Jegier niekoniecznie zaniedbał. Być może ucelował naszym zadaniem nie w to, co jak się okazuje padło w deklaracji Komisji Europejskiej z 5 listopada. Pan wiceprezydent Jegier był z panią Katarzyną Hess na spotkaniu w Warszawie w Centrum Unijnych Projektów Transportowych i dowiedzieli się, że to zadanie, w tej dokumentacji, w tym przygotowaniu, z tego projektu realizowane być nie może – stwierdza prezydent.
- Tę wiedzę, że jest zmiana w finansowaniu projektów, nie portów multimodalnych, a platform logistycznych, powinniśmy posiadać dużo wcześniej. Niestety, przesunięcie tego praktycznie do dzisiaj i inwentaryzacja stanu faktycznego dowodzi, że jednak wcześniejsze rozpoznanie nie było do końca trafne, że jednak trzeba posiadać wiedzę na temat planowanych zmian w finansowaniu przez Unię Europejską. Byliśmy przekonani, że taka wiedza jest w naszym posiadaniu. Zaczęliśmy od pewnego momentu wątpić czy powinniśmy dalej w tym kierunku kierunku iść. Nasze obawy okazały się słuszne. Oznacza to, że nie poczyniliśmy działań wyprzedzających. Powinniśmy wcześniej już przystosowywać nasze działania do nowych wytycznych Komisji Europejskiej - komentuje wiceprezydent Czesław Rybka.
Nad realizacją projektu ma teraz czuwać nowa wiceprezydent Beata Turlakiewicz, która została powołana w miejsce Pawła Jegiera. Czeka ją nie lada zadanie, bo do najbliższego piątku trzeba przygotować intencję do ministerstwa infrastruktury związaną z budową karsznickiej platformy przeładunkowej. Natomiast stosowne poprawki w dokumentacji musza być naniesione do 16 grudnia tego roku.
- Charakter tych wniosków musi ulec pewnej zmianie. Czasu mamy bardzo niewiele (…) Ryzyko pozyskania unijnego dofinansowania na to zadanie oraz pozyskania partnerów, którzy będą musieli wnieść konkretne udziały do tego zadania jest duże. Bardzo medialnie byliśmy przekonywani o tym, że zadanie mamy generalnie dopięte (…) Wierzę głęboko, że tytaniczna praca pozwoli na to, że wszystko sfinalizujemy – zaznacza Beata Turlakiewicz.