Ocalony od zapomnienia
W dzisiejszej audycji z cyklu Nasze Radio Na Temat posłuchacie historii sieradzkiej muzyki ludowej, a szczególnie jej przedstawiciela Józefa Janczaka.
Z tym trzeba się urodzić
Słowa te zawsze powtarza samorodny skrzypek Józef Janczak z Baszkowa (powiat sieradzki) na spotkaniach z młodzieżą, mówiąc o talencie muzycznym. Nikt go tego fachu nie uczył, nut nie zna, ale od dziecka była w nim wielka chęć do grania na skrzypcach.
Urodził się w 1925 roku w rodzinie muzykantów. Dziadek był skrzypkiem, ojciec harmonistą, bo już wówczas instrument ten wypierał na wsi skrzypce. Mały Józio poszedł jednak w ślady dziadka. Lubił godzinami słuchać wiejskiej muzyki pod oknami weselnego domu. Melodie te szybko zapamiętywał, potem nucił i marzył, by je wygrać na skrzypcach. Gdy miał sześć lat wystrugał sobie instrument z deski, założył druty, z włosia końskiego zrobił smyczek, ale skrzypce te nie miały ładnej melodii. Chodził więc do sąsiada, który był lutnikiem i przyglądał się jego robocie. Któregoś dnia sąsiad wyszedł z izby zostawiając nowo wykonane skrzypce na łóżku, a Józek niewiele myśląc wziął je do ręki i spróbował na nich wygrać ulubiony "kowołek" ojca "Wloz na gruszke". Gdy wrócił do domu pochwalił się, że grał, ojciec więc pozwolił mu wziąć dziadkowe skrzypce, a kiedy udało mu się wygrać na nich melodię, rodzic z uznaniem stwierdził: "bydzie z ciebie skrzypek chłopok".
W szkole grywał na wszystkich imprezach, ale zawsze ze słuchu, nut się nie uczył, co mu kto zaśpiewał, to zagrał.
W czasie wojny wywieziony był na roboty do Niemiec. Po wojnie koło teatralne szkoły rolniczej, znajdującej się w sąsiedniej miejscowości, wystawiało wesele sieradzkie. Poprosili go do przygrywania, bo znał wiele dawnych melodii. Jeździł z nimi na występy. Grywał też w różnych składach kapel po weselach i pograjkach.
Stare melodie zapamiętane w dzieciństwie już rzadko były grywane, bo moda się zmieniła. Jednak te piękne owijoczki nie zostały zupełnie zapomniane; tkwiły w zakamarkach jego pamięci. Oprócz grania na skrzypcach pan Józef znany jest też we wsi (i nie tylko) ze śpiewu przy umarłych. W Baszkowie od dawna istniała duża grupa śpiewaków pogrzebowych, ale on się ze swoim śpiewem nie ujawniał, dopiero gdy w latach sześćdziesiątych w czasie obchodu obrazu Matki Boskiej w swoim domu poprowadził śpiew, wtedy zobaczyli, że i do tego ma talent.
Gdy w 1990 roku w czasie etnograficznych badań terenowych natrafiłam na pana Józefa, już rzadko brał skrzypce do ręki. Oprócz prowadzenia gospodarstwa pracował jako stróż w pobliskim miasteczku. Nie mógł być obecny na spotkaniu zorganizowanym dla artystów wyszukanych podczas penetracji. To jednak nie przeszkodziło w nawiązaniu z nim współpracy.
W 1992 roku wystąpił na przeglądzie folklorystycznym jako solista skrzypek oraz w czteroosobowej kapeli. W następnym roku utworzył wraz z drugim skrzypkiem Stanisławem Prykiem z podsieradzkiej wsi Dzigorzew dwuosobową kapelę. On został w niej prymistą, a pan Stanisław przygrywa mu na bębenku. Kapela ta była dwukrotnie na kazimierskim festiwalu. W 1993 roku została wyróżniona, a w 1997 roku zdobyła drugą nagrodę. W ubiegłym roku po czterech latach karencji znów mieli jechać, ale pan Stanisław ciężko zachorował.
Namówiłam pana Józefa, by spróbował swych sił jako solista. Nie miał dużych oporów, bo występował też solo na różnych imprezach.
Wydawało mi się, że wszystkie dawne „kowołki" wyciągnął już na światło dzienne, ale okazało się, że jeszcze przypomniał sobie owijoki po dwóch dawniejszych muzykantach Marosiu i Marcelu.
Na XXXV Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych Józef Janczak otrzymał najwyższą nagrodę w kategorii solistów instrumentalistów - Basztę.
Małgorzata Dziurowicz-Kaszuba
Serdeczne podziękowania należą się pani Małgorzacie Dziurowicz - Kaszubie za ogromną wiedzę, którą zechciała się podzielić ze słuchaczami i za wszystkie materiały archiwalne.
Dzisiejsza audycja Nasze Radio Na Temat do posłuchania po 15:00 na 104,7 FM.