Z Sieradza na boiska Bundesligi
Patrycja Balcerzak jest jedną z wybitniejszych sportsmenek z naszego regionu. Wychowanka Ostrowii Ostrówek MOSiR Sieradz jest reprezentantką Polski w piłce nożnej, a od tego sezonu występuje w Bundeslidze, w drużynie SC Sand (aktualnie 7. miejsce w tabeli). W rozmowie z naszym reporterem zdradza kulisy gry w Niemczech.
Pod względem poziomu gry, jak wypada polska Ekstraliga do niemieckiej Bundesligi?
- Rozgrywki w Niemczech na pewno są bardziej wymagające, jeśli chodzi o przygotowanie motoryczne i fizyczne. Każdy mecz jest wymagający, nieważne czy gramy z drużyną z góry, z środka czy dołu tabeli. Inaczej to wyglądało w polskiej Ekstralidze. Tutaj nie ma takiej intensywności.
Skąd bierze się ta różnica?
- W Bundeslidze jest inna specyfika treningu, inne nastawienie mentalne. Tam czuć tę rywalizację. Zaangażowanie dziewczyn jest na wyższym poziomie. Rywalizacja na każdym treningu i chęć gry w pierwszym składzie przekłada się na to, że nie przechodzi się obok treningów obojętnie. Nie mówię, że w Polsce dziewczynom nie zależy, ale u nas jest mniej zawodniczek, przez co brakuje rywalizacji i na treningach nie ma tej intensywności. W Bundeslidze cały czas czuje się, że ktoś nam depcze po piętach i to jest fajne, to jest napędzające. Inne też jest podejście do młodych zawodniczek. W Niemczech czy we Francji dziewczynki w wieku 12-13 lat mają treningi zindywidualizowane, nad którymi czuwa grono specjalistów. W Polsce nie ma takiego profesjonalnego podejścia. To, co się zainwestuje w dziewczynkę zwraca się później w karierze seniorskiej.
Kobieca Bundesliga zapewnia lepsze zarobki?
- Nie mówię, że piłkarki w Niemczech zarabiają więcej niż w Polsce, ponieważ nie przeliczam waluty euro do polskiego złotego 1:1, ale też ciężko mi powiedzieć, jak inne zawodniczki zarabiają. Myślę, że jest to podobna sytuacja jak w Polsce, czyli ktoś zarabia w granicach dolnych widełek, ktoś pośrodku, a są topowe zawodniczki, które zarabiają na wysokim poziomie. W Niemczech czołowe zawodniczki mogą liczyć, że jakiś klub je zobaczy i wtedy można sobie podnosić jakość życia i poświęcać się tylko piłce nożnej. W Polsce, nawet w najlepszym klubie i będąc zawodniczką kadry, trzeba myśleć o studiach czy o pracy równocześnie.
Jesteś teraz inną piłkarką, niż rok temu?
- Myślę, że tak. Osoby, które mnie obserwują na zgrupowaniach, koleżanki z byłych klubów czy trenerzy mówią, że to pozytywna zmiana. Ten transfer wyszedł na plus, jeśli chodzi o przygotowanie motoryczne i ogranie.
Nie jesteś jedyną Polką grającą w SC Sand. Jest też Agnieszka Winczo. Jakie są wasze relacje?
- Muszę swojej koleżance bardzo podziękować, bo była dla mnie ogromnym wsparciem. Przez pierwsze pół roku bardzo mi pomogła z językiem niemieckim. Teraz jestem na takim poziomie, że większość rozumiem i raczej bez problemu się dogadam. Często ze sobą spędzamy czas. Będąc na obczyźnie docenia się, że ma się swojego rodaka. I szczerze powiedziawszy stanowimy o sile swojego zespołu, bo obie grałyśmy całą poprzednią rundę w pierwszym składzie i to dowodzi, że Polki wcale nie są gorsze. Polki są bardzo pracowite, szybko chłoną wiedzę, są dobrze przygotowane taktycznie.
Mamy zdolne piłkarki. W końcu w poprzednim sezonie Ewa Pajor (VFL Wolfsburg) wygrała klasyfikację strzelczyń Bundesligi. Kiedyś z nią grałaś w Medyku Konin. Jak skomentujesz jej sukcesy?
- Cieszę się, że coraz więcej Polek gra na wysokim poziomie. Ewa wcześniej wyjechała do Niemiec. Ma ogromny talent, potencjał, wyróżnia ją ponadprzeciętna szybkość. Jest mądra zawodniczką, ale przede wszystkim to, co mnie zawsze w niej urzeka, że pozostała skromna i pracowita. Jest w jednym z najlepszych klubów w Europie. Wolfsburg w nią zainwestował, poświęcał jej dużo czasu. Ona nie grała od początku w pierwszej drużynie, po prostu szlifowali swój diament. Ja bardzo szanuję takie podejście, troszkę przeciwne niż w Polsce, gdzie od razu chcą cię wycisnąć, jak cytrynę. Zainwestowali i teraz mogą się cieszyć. Ewa gra w podstawowym składzie i strzela bramki. Grając przeciwko niej zawsze podajemy sobie rękę, ale na boisku nie ma przyjaciół. Ewa reprezentuje swój klub, ja swój klub i nie ma zmiłuj się.
Jak radzisz sobie w czasach epidemii?
- W ostatnim miesiącu przeszłam różne stadia, jeżeli chodzi o taką swoją sferę psychiczną, że już teraz mam kolejne stadium - typu zrezygnowanie. Nie wiem nawet, jak to nazwać. Ile można być pod parą cały czas. Nie wiem kiedy mają ruszyć rozgrywki, nie wiadomo kiedy wracamy, nie ma konkretnych terminów i to jest najgorsze. Staram się wykonywać wszystkie treningi według planu, są jednak momenty, kiedy nie przynoszą te treningi tak dużej radości.
Załóżmy, że sytuacja epidemiologiczna pozwoli na wznowienie rozgrywek. Bezpieczne jest kontynuowanie sezonu bez wcześniejszego przygotowania na boisku?
- Nie jest to zbyt bezpieczne, bo to może grozić kontuzjami. Ja jestem tego świadoma, nie wiem na ile klub jest tego świadomy. Zastanawiają mnie działania osób decyzyjnych. W męskiej Bundeslidze klubu mają ogromne zaplecze, jeżeli chodzi o możliwość zapewnienia piłkarzom odpowiedniej regeneracji. A jeżeli chodzi o kobiety, czy to w Polsce czy Niemczech, to stoi zdecydowanie na niższym poziomie. I teraz wymuszania takiego szybszego powrotu będzie groziło kontuzjami.
Koronawirus mocno komplikuje sportowe życie, ale może z drugiej strony teraz mogłaś wreszcie spędzić więcej czasu z rodziną?
- Dawno nie pamiętam, kiedy tyle czasu spędziłam z rodziną. Wcześniej, to maksymalnie 3 tygodnie byłam w domu, a teraz jeszcze to się zbiegło ze świętami wielkanocnymi, na których byłam bardzo, bardzo rzadko w przeciągu ostatnich 10 lat. Naprawdę pozytywny czas, jeśli chodzi o odpoczynek psychiczny i taką refleksję życiową. Jeżeli człowiek jest cały czas w piłce i cały czas jest w jednym trybiku, ja to tak porównuję do takiego chomika, który biegnie w tym kołowrotku i w pewnym momencie się wyjdzie z tego i się zobaczy, że poza piłką też jest życie.