Krzysztof Nowak opowiada o swoich pracach
Od 4 listopada w Biurze Wystaw Artystycznych w Sieradzu można obejrzeć prace malarstwa Krzysztofa Nowaka, artysty, zajmującego się również rysunkiem, projektowaniem i pracą dydaktyczną. O jego dorobku świadczą m. in.: kilkanaście wystaw indywidualnych, ponad 70 zbiorowych, uczestnictwo w wielu plenerach, współzałożenie Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych działającego przy sieradzkim BWA oraz fundacji promocji sztuki "Art. Affera", liczne prace autora znajdujące się w zbiorach prywatnych w Polsce i za granicą.
Byliśmy na otwarciu wystawy prac artysty i zapytaliśmy Go o to, jak postrzega swoją twórczość oraz jakie ma plany na najbliższą przyszłość.
Po pierwsze muszę Panu pogratulować wspaniałego dorobku artystycznego, który został zgromadzony na wystawie Biura Wystaw Artystycznych w Sieradzu. Frekwencja na otwarciu wystawy jest dowodem na to, jak wielkim uznaniem cieszą się Pana prace. Proszę zdradzić, kiedy zaczęła się tak na prawdę Pana droga artystyczna, kiedy zaczął Pan malować?
Muszę powiedzieć, że miałem szczęście urodzić i wychowywać się w rodzinie, gdzie było dużo miłości i szacunku do ludzi oraz otaczającego świata. Następnie przypadek sprawił, że w mojej szkole była uczennica cztery lata starsza ode mnie, która poszła do Liceum Plastycznego w Kielcach i gdy ja nie bardzo wiedziałem jaką szkołę średnią wybrać, ona podpowiedziała: „Słuchaj, widziałam twoje prace z plastyki, spróbuj w liceum plastycznym”. No i spróbowałem. Zdałem egzaminy wstępne i zostałem uczniem Liceum Plastycznego w Kielcach. Potem były studia w Łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych, ( obecnie ASP im. Władysława Strzemińskiego). Tam zrobiłem dyplom z projektowania w Instytucie Form Przemysłowych- specjalność projektowanie produktu. Malarstwo zawsze było mi bliskie i stanowiło ważny element życia. Po przyjeździe do Zduńskiej Woli podjąłem pracę w Liceum Plastycznym. Tu poznałem ludzi z kręgu Biura Wystaw Artystycznych w Sieradzu. Pierwsza dyrektor BWA Pani Lucyna Kuleczko zaprosiła mnie do udziału w plenerach kamiońskich, gdzie poznałem bardzo ciekawych ludzi, wspaniałych artystów z całej Polski. Byli wśród nich: Jerzy Duda-Gracz, Franciszek Maśluszczak, Zbysław Maciejewski, Stanisław Mazuś, Jan Trojan czy Józef Panfil. Na kolejnych plenerach poznawałem nowych wspaniałych artystów z coraz młodszego pokolenia. No i tak zaczynając jako trzydziestolatek wśród sławnych nazwisk, starałem się ambitnie być im kolegą artystą. Wolno, wolno, wystawa po wystawie, plener po plenerze i dużo, dużo pracy nad sobą spowodowało, że teraz mogę pokazać kolejne nowe prace malarskie.
Czy można byłoby zaryzykować, że poniekąd miał Pan wielkie szczęście, że przypadek, los wpłynął na Pana rozwój artystyczny?
W moim życiu przypadków było dużo. Taka była moja droga. Zawsze wolałem wymyślanie i tworzenie od pracy na gotowej formie. Lubię pracę projektancką, a przy tym zawsze i wszędzie były obrazy i rysunki, które właściwie też są projektami. Dziś wyjście do kina czy na basen, nazywa się projektem. Mogę powiedzieć, że na początku były przypadki i ślepy los, ale była też duża aprobata domu rodzinnego do moich wyborów. Później trochę szczęścia, dobrych ludzi na drodze, no jestem tu i teraz.
Niektórzy dostrzegają w Pana obrazach optymizm, radość, pozytywne światło. Czy zgodziłby się Pan z takim ich odczytywaniem?
Na przekór temu, co się dziś dzieje w świecie, co się dzieje z ludźmi, w ich postawach, gdy króluje kult materializmu i konsumpcji, staram się temu przeciwstawić między innymi, po przez swoje prace. Nie interesują mnie trendy, mody czy uczestnictwo w awangardzie dla spełnienia i nadmuchiwania ego. Obrazy są formą i odzwierciedleniem mojego stosunku do otaczającego świata. Dziś wydaje się, że gorsza strona człowieczeństwa chce przejąć władzę nad nami. Gdybym nie wierzył, że w tej walce warto brać udział w każdy możliwy sposób, to na moich obrazach paleta barw zmieniłaby się a światło przygasło.
Co jeszcze Pana inspiruje?
Bardzo wiele. Oczywiście film, muzyka, literatura, poezja. Nie da się tylko patrzeć na drzewa i te drzewa malować. Lubię literaturę naszej Noblistki, Olgi Tokarczuk. Uwielbiam jej sposób rozumienia świata. Wierzę w wielką współzależność bytów, które nas otaczają od najmniejszej odległości po nie zmierzone krańce wszechświata. Człowiek może żyć w harmonii z nimi lub ją burzyć. Urodziłem się w tym samym roku co ona - 1962 to dobry rocznik. Ostatnio łapię się na tym, że mój świat na obrazach, to szacunek do natury, szacunek do człowieka, do tego co ten człowiek zrobił dobrego z architekturą, z mostem czy drogą. Co zrobił z innym człowiekiem. Inspirują mnie także filmy, obrazy filmowe, muzyka. Mam tak, gdy jestem w filharmonii słucham z zamkniętymi oczami, w operze też. Pomimo, że jest tu gra aktorska, to mój spektakl jest inny niż to co prezentują wokaliści i co zrealizował reżyser. Zdarza, że po spektaklu nie bardzo mogę powiedzieć co widziałem.
Może jeszcze jakieś ukryte, dodatkowe talenty w Panu drzemią, np. reżyserskie lub w pisaniu scenariuszy?
Nie wiem. Choć może na małą skalę robię to z uczniami w szkole kiedy robię korekty uczniom. Bardzo często porównuję ich prace, ich pomysły, nie tylko do tego co się dzieje w plastyce, ale przede wszystkim do tego co się dzieje w świecie. Chciałbym, żeby patrzyli szeroko, szukali inspiracji we wszystkim i ze wszystkiego potrafili wyciągnąć dla siebie coś interesującego. Staram się, aby postrzegali swoją pracę jak ważny element, który trzeba jak najlepiej dopracować. Jak rzecz, która w zestawieniu z innymi będzie ważna dla nich i jedyna w swoim rodzaju. Mam nadzieję, że moje belferskie gadanie jest podpowiedzią w pisaniu scenariuszy na życie i pracę twórczą tych młodych ludzi.
Wspaniale. Wiem, że jest Pan też pedagogiem, dydaktykiem. Jak udaje się Panu łączyć pracę zawodową z artystyczną?
Od ósmej rano do szesnastej jestem pedagogiem, a od szesnastej jestem dla siebie. Oczywiście nie codziennie tak jest. Bywają miesiące, że powstaje dużo obrazów, są też takie, że nie maluję. W czasie pandemii i nauki zdalnej, wiadomości mailowe od uczniów przychodziły 24 godziny na dobę. W niedziele i święta też. Zdarzało się, że otwierałem pocztę elektroniczną o pierwszej w nocy, pisałem korekty na kilka a po chwili dostawałem odpowiedź.
Czy mógłby Pan zdradzić nam nad czym Pan teraz pracuje?
Wróciłem po rocznej przerwie do szkoły, więc odnawiam swoje talenty pedagogiczne, muszę poznać uczniów od nowa, była praca zdalna, przyszły nowe roczniki, niektórzy przystępują do dyplomów i trzeba ich przygotować do nowego etapu. Jest dużo pracy. Rozwój własny toczy się niezależnie. Raz przyspiesza, raz zwalnia. Jak mówiłem rocznik 1962 to dobry rocznik. Może z kilkoma kolegami artystami, właśnie z tego rocznika i to z jednej licealnej klasy powtórzymy zbiorową wystawę. Poprzednią pod tytułem „Fi 51&rdquo, zrobiliśmy dziesięć lat temu. Była eksponowana w kilku galeriach w Polsce.
To piękne, że chce się Pan podzielić swoimi talentami, nie zatrzymuje ich Pan tylko dla siebie, chce Pan je pomnożyć i pozwolić by dały plon przyszłym pokoleniom.
Dzisiaj tego doświadczyłem. Na wystawie było kilka osób, które kiedyś uczyłem i uczę. Dawanie, a raczej przekazywanie młodszym, aby kontynuowali pewne talenty i umiejętności, traktuję jak obowiązek, który zapewnia ciągłość, rozwój i energię w pracy dla tej wspaniałej dziedziny człowieka, jaką jest sfera kultury.
Bardzo Panu dziękuję za rozmowę. Życzę dalszych sukcesów w pracy twórczej i pedagogicznej.
Z Krzysztofem Nowakiem rozmawiała Elwira Dubiak.
Wystawa będzie prezentowana do 2 grudnia, można ją oglądać w galerii przy ul. Kościuszki w Sieradzu od poniedziałku do piątku w godz. 9:00 - 16:00.