"Nie przełkniemy tego". Echa opłaty targowej

Ustalenie kto w tym sporze ma rację jest wyjątkowo trudnym, o ile nie nierealnym zadaniem. Handlujący mają swoje argumenty - sprzedajemy tu od lat, nikomu nie przeszkadzamy i zarabiamy na życie. Natomiast urząd odpowiada - prawo jest prawem. Są zatem pisma, prośby i apele o to, by radni cofnęli swoją decyzję i zmniejszyli proponowane stawki za opłatę targową. Aneta Cholewińska, sprzedawca:

- Radni wiedzą, że nie jesteśmy w stanie tego przełknąć. 20 zł od 10 metrów - to jest 200 zł dziennie, czyli 6000 zł miesięcznie. To jest kwota od 10 metrów, a są osoby, które mają większe stoiska. Miasto doskonale wiedziało, że nie jesteśmy w stanie tyle zapłacić.

Ale w tej kwestii prezydent Jacek Walczak jest nieugięty:

- Mogę powiedzieć, że nie jestem twórcą tej uchwały. Jakby nie zrobić i tak będzie źle. My chcemy sprawy uporządkować, a taki zarzut, że likwiduje się miejsca pracy miałem wysuwany do siebie kilkadziesiąt razy. Za każdym razem, nie wiem dlaczego, przy targowiskach. Ja bym chciał się dowiedzieć, czy wszystkie te osoby płacą podatki.

Jak przekonuje prezydent, decyzja o zmianie w opłatach została przez radnych podjęta niemal jednogłośnie i nie powinna być teraz wycofywana. Tymczasem sami handlujący chcą, by nałożona opłata 20 zł została zmniejszona do 10. Na targowisku przy Biedronce handluje w sumie 15 osób. Tamtejszy teren należy do prywatnego przedsiębiorcy.

Ci, którzy handlują przy Biedronce nie chcą zmienić miejsca pracy, choć taką propozycję usłyszeli od rządzących. Jednym z proponowanych miejsc jest targowisko Bartek, ale zdaniem samych handlarzy ten punkt już dawno przestał być atrakcyjny dla kupujących. Dlatego na przeprowadzkę tam nikt nie chce się zdecydować. Jeśli jednak zdecydowaliby się na zmianę miejsca to wówczas zamiast 20 zł, płaciliby 2,50 zł za m2, bo takie stawki obowiązują w miejscach wyznaczonych przez radnych do handlu.