Dopalacze coraz groźniejsze
- Odnotowujemy zatrucia dopalaczami - mówi Robert Latus ze zduńskowolskiej policji. Od 1 lipca ponad setka dopalaczy została dopisana do listy narkotyków, co pozwala na ściganie z urzędu. Również do warciańskiego szpitala psychiatrycznego trafiają młode osoby po zażyciu dopalaczy.
Od 1 lipca w wyniku nowelizacji ustawy narkotykowej, na listę zakazanych substancji trafiła ponad setka dopalaczy, które oficjalnie stały się narkotykami i mogą być ścigane z urzędu. Niestety w całej Polsce coraz częściej słyszy się o zatruciach i nawet przypadkach śmiertelnych. Najczęstszą nazwą, która pada jako przyczyna jest "Mocarz". To mieszanka dwóch syntetycznych kanabidoidów, a ekspreci twierdzą, że jest to prawie 800 razy silniejsza substancja od marihuany. Po wypowiedziach na forach internetowych można zauważyć, że produkt pod tą nazwą działał już pod 2012 roku.
- W ostatnich miesiącach odnotowaliśmy kilka przypadków nieznanymi substancjami, prawdopodobnie dopalaczami - mówi Robert Latus ze zduńskowolskiej policji - Sytuacje te dotyczyły młodych ludzi w wieku od 15. do 18. roku życia.
Każdorazowo o zatruciu dopalaczami policja jest informowana przez lekarzy. Wówczas prokuratura może ścigać sprzedawców dopalaczy na podstawie artykułu KK, który mówi o zagrożeniu zdrowia i życia.
- Próbujemy dać sobie jakoś radę ze ściganiem tego rodzaju przetępczości na gruncie kodeksu karnego - wyjaśniał nam w czerwcu Arkadiusz Majewski z sieradzkiej prokuratury.
W całej Polsce od tygodnia odnotowano kilkaset zatruć dopalaczami.
- Zatrucia dopalaczami są bardzo groźne, zwłaszcza dla młodych osób - dodaje Latus - Skład chemiczny tych substancji jest nieznany i lekarze mają problem z zastosowaniem odpowiedniego leczenia. Jeden chłopak opowiadał, że po dopalaczach stracił na chwilę wzrok.
Wraz z 1 lipca ponad sto związków chemicznych trafiło na listę narkotyków, dlatego mozliwe jest ściganie za posiadanie i rozprowadzanie. Sanepid ponadto może nałożyć kary administracyjne na firmy, które zajmują się sprzedażą takich substancji.
- Zgodnie z moimi uprawnieniami, nałożyłem kilka lat temu na jedną ze spółek w pierwszej kolejności karę 100 tysięcy złotych - mówi Wiktor Kowalski, dyrektor sieradzkiego sanepidu - Po kolejnych wynikach badań dołożyłem jeszcze 200 tysięcy. To był 2013 rok. Niestety, spółka się rozpłynęła w powietrzu, tak samo jak jej właściciel. Windykacja nie została wykonana. Komornik jest bezsilny. Te firmy to prawdopodobnie słupy, które nic nie mają, ich biura to był po prostu wynajęty magazyn, gdzie tylko odbierali pocztę.
Od tego weekendu na obserwację jedna młoda osoba trafiła do Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego w Warcie.