Proces ginekologa. Zeznawali biegli lekarze
Za nami kolejna rozprawa w procesie Andrzeja L. Były ginekolog zduńskowolskiego szpitala oskarżony jest o nieumyślne spowodowanie śmierci syna Kamili i Damiana Kunertów. Przed zduńskowolskim sądem wyjaśnienia złożyli dziś m.in. biegli lekarze, którzy opiniowali dokumentację medyczną w tej sprawie.
- Uważamy, że ciąża w całości była prowadzona zgodnie z rekomendacjami Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego. Postępowanie było prawidłowe. Natomiast w moim odczuciu nie wyciągnięto należytych wniosków. Dwukrotnie rozpoznano cukrzycę i w związku z tym zgodnie ze standardami należało tę chorą skierować do jednego ze szpitali o wyższej referencyjności w Łodzi. Powinien to zrobić lekarz prowadzący ciążę, bo gdyby wystawił skierowanie, to jak sądzę byśmy się tu dzisiaj nie spotykali - stwierdził jeden z biegłych lekarzy.
Zdaniem biegłych problem tkwił w tym, że niedowartościowano wielkości płodu.
- Uwaga nasza jest taka, że pan doktor nie zbadał ciężarnej w chwili, kiedy przyjechała do szpitala rodzić. Oparł się na tym, co mu powiedziała położna. Tak wynika z dokumentacji. Jest to dla mnie trudne do zrozumienia. Jeśli chodzi o badanie USG z 2 marca 2013 roku nie było prawidłowo wykonane dlatego, że przypuszczalna masa płodu odbiegała do prawdziwej o przeszło 2 kg.
Prokurator Agnieszka Mikołajczyk dopytywała więc w czym tkwił błąd, jak można go wytłumaczyć?
- Wiadomo, że badania ultrasonograficzne jest jednym z elementów postępowania w odniesieniu do ciężarnej kobiety czy w czasie porodu. Należy zebrać wywiad, zbadać pacjentkę, zmierzyć miednicę... Poza tym jak się bada, to się patrzy, jak się patrzy, to się widzi, tak się widzi jak się umie. Takie są po prostu reguły gry. Jeżeli dziecko waży 5,4 kg, to na oko widać, że coś tutaj nie gra. Nie chciałbym żebyśmy wyszli z tej sali z przeświadczeniem, że tylko ultrasonografia i nic więcej. Trzeba tutaj działać kompleksowo, żeby uniknąć takiej sytuacji jaka potem nagle skończyła się dramatem - dodał biegły.
Przypomnijmy: oskarżonemu w tym procesie Andrzejowi L. grozi do 5 lat więzienia. Lekarz nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów i odmówił składania wyjaśnień. Kolejną rozprawę wyznaczono na 10 lipca.